NAGA ASU – drugi fragment mojej książki z okazji wakacji

Moi drodzy

Tym razem mały fragment moich studiów na temat mechanizmów rządzących procederem tzw. pomocy międzynarodowej. Spędziłem sporo czasu odwiedzając tzw. biedne kraje, poznałem wiele osób działających w różnych organizacjach pomocowych, na różnych szczeblach, w różnych zakątkach świata. Rozmawiałem, towarzyszyłem w tzw. misjach terenowych, poznawałem od kuchni, czytałem tajne raporty, dowiadywałem się rzeczy, które nie docierają do publicznej wiadomości. W książce poświęcam temu sporo miejsca. Poniżej namiastka, zapowiedź tego, co poruszyło mnie do głębi. Nie tylko mnie, bo dostałem mnóstwo listów, maili, odbyłem niezliczoną ilość rozmów podczas spotkań autorskich z czytelnikami. Ten temat naprawdę nie pozostawia obojętnym, zdejmuje z oczu łuski złudzeń. Zapraszam do lektury

 

Konrad Wilk

http://www.konradwilk.pl konrad@konradwilk.pl

 

W Dhace, niedaleko lotniska…

 

… stoi pięciogwiazdkowy hotel Sheraton.  Dlaczego o nim wspominam? Bo tutaj kończą zwykle swą podróż po kraju tzw. eksperci, co ekspertyzy robią, badają kraju potrzeby i raporty piszą. Potrzeby kraju znają, bo przecież są ekspertami, więc po co w brudzie po pachy jeździć między mieszkańców tej nędzy. Eksperci, co na zlecenie agencji zawitają w progach Sheratona, siedzą w klimatyzacji, w basenie maczają nogi i raport agencji piszą, który ma z góry ustalone założenia, ich realizację i wyznaczone cele. Tacy znawcy tematu pracują na całym świecie i wiedzą co jest i jak jest i jak się to robi, bo tyle krajów za sobą już mają. W hotelach, co minimum pięć gwiazdek ozdabia, pisują te wszystkie raporty i analizy, co celom agencji służą. Tylko z wysokim szczeblem urzędników państwowych spotkania w hotelu mają, bo poza hotel z rzadka wychodzą, no czasem jakieś spotkanie w stolicy. Raport te treści zawiera, co cieszą zleceniodawcę, bo ekspert chce, by agencja w przyszłości dawała mu jeszcze zarobić. Czyż nie jest to złoty interes, żeby za raport, co z góry znany, dostawać góry pieniędzy? Agencja raport pisze na zamówienie darczyńców, czyli różnych firm z kraju, z którego pochodzi. Agencja nie chce zawieść darczyńcy swojego i tak „pomocą” kieruje, by dawać taką „pomoc”, jakiej darczyńca udziela.

Pracownicy setek agencji działających w Dhace wytwarzają swoisty styl, charakterystyczną oprawę, właściwą sobie wizualizację, własny image. Kultura Pajero, jak w Nepalu, o którym już pisałem, zapanowała tu w ostatnim czasie. Ta od marki samochodu terenowego się wzięła, którym najwyżsi rangą przedstawiciele „pomocy” prują ulice elitarnych dzielnic stolicy. Mercedesy i Toyoty też się liczą ale rywalizację przegrywają z Mitsubishi Pajero, co ma zęba przygody w sylwetce, luksus limuzyny w kabinie i dynamizm silnika pod maską, skąd osiągi sportowe. Od marki samochodu, jak wcześniej wspomniałem, zależy jego zawartość. Choć szyby zaciemnione, pewny być możesz, że w Pajero szefowie na przedzie konwojów jadą, potem są Patrole marki Nissan, dalej Land Cruisery, a na końcu w Land Roverach najniższy szczebel się wozi. Gdy z aut wysiadają, też można rozróżnić kto idzie, bo szefowie wdziewają krawaty i garnitury, potem idą stroje safari, a na końcu elegancja sportowa. Jeden z takich konwojów potrącił na moich oczach starca.

To szefowie agencji na rządzących w biednych krajach wpływają, rozwiązania sugerują i wydają rozkazy. Oni też się wyborom w biednych demokracjach przyglądają i baczą by demokratyczne, by przekrętów nie było, jak również, by związane z nimi siły polityczne w kraju wygrały. Wy dostaniecie władzę, a my was „pomocą” zasypiemy, ale to do nas decyzje należą o tym, co, na co i  po co. A potem tak to wygląda w praktyce, że amerykańska żywność dawana jest Bangladeszu władzom, którą te władze na czarny rynek wydają, by pieniądze pozyskać na dziurę budżetową i na własne konta. Dla takich władz kraj jest jak dojna krowa, z której się doi póki się jest u władzy. Co się dzieje wskutek takich frywolnych poczynań? W kraju cena żywności spada, co w lokalnych chłopów godzi, którzy  w pocie czoła żywność produkują, lecz koszt jej wytworzenia zawsze wyższy będzie od ceny żywności darmowej. „Pomoc” taka w dodatku sprawia, że rząd od obywateli nie ściąga podatków. Co więcej, pożyczki, które obywatele na potęgę zaciągają, są często umarzane. Społeczeństwo się przez lata uczy, że nie ma odpowiedzialności za czyny. „Pomoc” ten kraj odziera z wewnętrznych mechanizmów samostanowienia i skazuje na zależność od swych patronów, których interesem nie jest jego interes, lecz darczyńcy agencji z jej kraju i świata. Mosty jakieś stawiają, żywność dostarczają, prąd po kraju puszczają i ubrania sprowadzają ale to nie dlatego, że kraj potrzebuje, ale, że ten biznes się opłaca firmom białych ludzi. Poza tym obraz nowych mostów i biurowców pozory stwarza, że tak wiele zrobili, infrastrukturę poprawili, że potrzebni są, i że bez nich umarliby ci mizerni mieszkańcy Bangladeszu. „Pomoc międzynarodowa” to, jak już wcześniej wspomniałem, najczęściej przekaz środków od biednych ludzi z bogatych krajów, dla bogatych ludzi z krajów biednych.