Nie osiągniesz mądrości życia, póki nie przeżyjesz świadomie własnej śmierci

when-dying-1

Mógłbym pisać i mówić o rzeczach powszechnie uznanych za praktyczne, życiowe, potrzebne, użyteczne. Mógłbym odnosić się do zagadnień społecznie akceptowalnych, łatwostrawnych, powielanych przez większość. Mógłbym. Mam jednak poczucie, a nawet więcej niż poczucie, wewnętrzny imperatyw dzielenia się z Wami tym, do czego docieram w oparciu o indywidualną pracę z człowiekiem i sobą samym. Mam tu na myśli głębokie, intymne spotkanie, które w przypadku większości moich klientów zaczyna się wtedy, gdy ktoś trafia w swoim życiu na ważny, zwykle bolesny, bywa że powalający go czas. Doświadczenie takie nazywam okresem przejściowym. Mówię o nim, że ma w sobie potencjał śmierci, takiej śmierci za życia, po której człowiek zyskuje szansę osobistego zmartwychwstania.

Dar umierania

Czas śmierci w tym rozumieniu postrzegam jako wielki dar, za który wcale nie chce być wdzięczna osoba go przeżywająca. Jak można być wdzięcznym za coś, czego najbardziej boi się człowiek. Instynkt samozachowawczy wyspecjalizował się w robieniu wszystkiego, co w jego mocy, by chronić życie, unikać wszelkich okoliczności, jakie mogłyby do niej doprowadzić. Na poziomie fizjologicznym objawia się tym, że np. nie będziemy się pchali nad krawędź przepaści, nie będziemy wbijali sobie noża w szyję, unikać będziemy sytuacji stanowiących realne zagrożenie życia. Z tego wymiaru zdajemy sobie sprawę, od dziecka rodzice, opiekunowie, różni reprezentanci porządku społecznego uczyli nas co możemy, a czego nam nie wolno, co mamy robić i jak, by zachować życie. Społeczeństwo uczyło nas również mechanizmów wyparcia, dzięki którym skutecznie odwracamy się od śmierci, mrużymy oczy, zajmujemy uwagę niezliczonymi dystraktorami, robimy wszystko, by tylko nie zdawać sobie sprawy z nieuchronności jej przyjścia. Śmierć w życiu społecznym nie istnieje, jest ukryta za kotarą, zepchnięta poza nawias, usunięta z grafika codzienności. Jakiś kondukt pogrzebowy przemknie czasem po ulicy, jakaś klepsydra zawiśnie na tablicy ogłoszeniowej, jakiś czarnobiały materiał o znanej osobie pojawi się na chwilę w telewizyjnym dzienniku. Może i przemknie przez głowę myśl, że szkoda człowieka, fajnie śpiewał, lub dobry był z niego aktor, taki młody, mógł jeszcze pożyć, albo że zacnego dożył wieku. Za moment jednak jest już inna informacja, politycy się znowu pokłócili, albo masło drożeje, albo ktoś ważny odwiedzi nasz kraj i już znowu rozluźniona percepcja spokojnie płynie po powierzchni rzeki codzienności.

Matka życia

Śmierć innych nie łatwo do nas dociera, śmierć własna dla nas nie istnieje. Spotkanie się z nieuchronnością własnej śmierci na poziomie świadomym ma w sobie ogromny potencjał rozwoju. To, co do tej pory wydawało się nam beznadziejne, frustrujące, blokujące nabierać może nowego, wartościowego znaczenia. Kto pozwoli sobie spojrzeć na życie przez pryzmat śmierci, ten zaczyna dostrzegać wyższe esencje życia, jego istotę ukrywaną dotąd we mgle mechanizmów wyparcia. Droga do świadomego życia wiedzie paradoksalnie przez spotkanie z tą, która wydaje się być jego pozornym zaprzeczeniem. Lęk przed śmiercią sprawia, że zrobimy co w naszej mocy, by nie zdać sobie z niej sprawy. Wewnętrzna integracja świadomości śmierci, czyli jej doświadczenie za życia, jest moim zdaniem jednym z najlepszych sposobów na neutralizację dojmującego, towarzyszącego większości z nas przez całe życie lęku. Jak pokazuje moje doświadczenie w pracy z człowiekiem, ten pierwotny lęk potrafi mieć kluczowe znaczenie w oddzielaniu nas od dostępu do pełni osobistego potencjału. To on odpowiada za poziom naszego wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa, naszej gotowości do czerpania z nieograniczonej palety barw życia. Jeśli chcesz życia, jeśli go faktycznie pragniesz, potrzebujesz umrzeć, i to nie raz. Potrzebujesz umierać wielokrotnie, im więcej razy, tym lepiej. Ale nie chodzi mi tu jedynie o takie po prostu umieranie. Żeby twoja śmierć miała sens, wartość i przyniosła dobry dla ciebie efekt, potrzebujesz umierać świadomie, albo chociaż coraz bardziej świadomie. Dlaczego? Ponieważ śmierć nieświadoma, jak już wcześniej wspomniałem, wyzwala bardzo silne reakcje lękowe. W takich warunkach, gdy lęk tobą zawładnie, ograniczasz się do reakcji z poziomu pierwotnych obszarów twojego mózgu. Ciało migdałowate zawłaszcza przestrzenie twojej percepcji, blokuje dostęp do bardziej uorganizowanych części tego niezwykłego, fascynującego narządu. Z poziomu ciała migdałowatego nie może być żadnego rozwoju, żadnego zmartwychwstania. W takich okolicznościach, niezalenie od ilości doświadczanych śmierci, możliwa jest tylko jedna droga. Z powrotem, tam skąd przybywasz, do strefy komfortu, do tego co znane, do wzorców z dzieciństwa, do automatyzmów, do schematów, gotowców, pewniaków.

Metafora życia

Pisałem do tej pory o śmierci fizycznej, śmierci ciała, ustaniu funkcji życiowych. Ten sam, rozćwiczony do perfekcji system wyparcia stosujemy również wobec innego, mniej namacalnego wymiaru śmierci i to do niego przeszedłem płynnie przenosząc cię w świat jeszcze mniej ci dostępny, właściwie zupełnie niedostępny na poziomie rozumowym. Możesz to, co od teraz będziesz czytać, potraktować jako swoistą metaforę, wizualizację subtelnych procesów, jakie prawdopodobnie zupełnie niepostrzeżenie zachodzą w twoim życiu. Choć niedostrzegalne dla ciebie, to nie znaczy, że nie dziejące się. Niedostrzegalne to znaczy tylko tyle, że nie masz na nie świadomego wpływu. Brak twojego wpływu sprawia, że to te procesy przejmują nad tobą kontrolę i prowadzą cię w kierunkach wybranych przez twoją uwarunkowaną podświadomość.

Wyobraź sobie dom, w nim pokój w którym właśnie jesteś, rozejrzyj się po tym pokoju, przyjrzyj się temu wszystkiemu, co się w nim znajduje, dostrzeż kształty, kolory, rozmiary. Popatrz na siebie np. w lustrze, kim jesteś, jak wyglądasz, co masz na sobie. A teraz wyobraź sobie, że wychodzisz z tego pokoju i stajesz w korytarzu. Stojąc w korytarzu widzisz różne drzwi, za którymi nie wiesz co może cię spotkać.

Ta metafora to taka próbka, demo, jedna z wielu metafor, jakie możesz stworzyć w temacie wewnętrznej śmierci, o której piszę. Pokój, z którego wychodzisz na korytarz, to twoje dotychczasowe życie, twój świat, w którym doświadczasz swojej codzienności. Zaburzenie powtarzalności, jakaś trudna sytuacja życiowa, coś poruszającego, wybijającego ze schematu, śmierć kogoś bliskiego, rozstanie, zwolnienie z pracy, upadek twojej firmy, poważna choroba, przeładowanie stresem, narodziny dziecka, doświadczenie odrzucenia, przedłużająca się, trudna sytuacja finansowa, problemy relacyjne w związku i wiele innych zdarzeń, sytuacji, okoliczności, mogą wyprowadzić cię z pokoju do korytarza. W tym korytarzu czeka na ciebie potencjalna śmierć. Każde doświadczenie, które mam w zwyczaju nazywać doświadczeniem granicznym, może stać się przyczynkiem do przeżycia swojej śmierci. Wchodząc na korytarz, wychodzisz z pokoju, który niezależnie od tego, czy ci tam było dobrze, źle, a może po prostu różnie, wychodzisz ze swojej strefy komfortu, czyli z okoliczności życia ci znanych, z którymi wiesz jak postępować, z którymi sobie jakoś do tej pory radzisz. W korytarzu twoja podświadomość spotyka się z obiektem największego możliwego lęku, ze śmiercią, zagrożeniem końca dla tego, co było do tej pory. A ona chce żeby wszystko zostało po staremu, do tego służy, żeby wbrew wszystkiemu uchronić swoje status quo, złudzenie niezmienności. Lęk wzrasta do tego stopnia, że zdecydowana większość ludzi w takiej sytuacji pierzcha z powrotem do tego pokoju, z którego wyszli. Wywinęli się ze szponów śmierci. Udało im się uciec przed zagrożeniem ciągłości, niezmienności. Zdołali przetrwać w ramionach wzorców, schematów, automatyzmów, na jakich zbudowali złudzenie własnej tożsamości, złudzenie swojej nieskończonej ciągłości, złudzenie bezpieczeństwa, które im poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa wcale nie daje. Gdzie mogą zbudować to wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, bez którego życie jest tylko namiastką swojego potencjału. Po drugiej stronie korytarza, po śmierci. Oczywiście nie dosłownej, mam nadzieję, że wciąż jesteś w kontakcie ze mną i swoją metaforą.

Za drzwiami śmierci

Człowiek zajęty swoją codziennością, człowiek przeciętny, nieświadomy siebie nie jest w stanie samodzielnie doświadczyć pogłębionego, całkowitego, autentycznego spotkania ze swoją śmiercią przechodząc przez okres przejściowy. Tak, jak już pisałem, przestraszy się, pocierpi trochę, a potem i to cierpienie wyprze i poszuka sobie czegoś co daje przyjemność, znajdzie sobie nowego, wyidealizowanego partnera, zmieni pracę, wyjedzie. Zmieni cokolwiek na zewnątrz siebie, by móc z nową otoczką  wrócić na swoje stare, nieświadome tory życia. Zagubi się na powrót we mgle poznawczej, która przesłania mu widok na to, co w nim ważne, i nazwie to zmianą.

Zdolność przeżywania własnej śmierci i przejścia do nowych wymiarów siebie, tych za zamkniętymi drzwiami, do których przejść trzeba przez metaforyczny korytarz, przychodzi wraz z rozwijaniem w sobie świadomości siebie. Umiejętność wykorzystywania trudnych okresów przejściowych jest warunkiem naszego rozwoju, a za takowy uważam świadome doświadczanie kolejnych Etapów Spójności Osobistej, o których piszę w mojej książce „Jak się zabić, by zmartwychwstać”. Im szersza perspektywa własnej tożsamości, tym bliższa człowiekowi staje się relacja ze śmiercią doświadczaną jako dar, klucz do drzwi wiodących ku kolejnemu Etapowi. To dzięki jej przeżyciu rozwija się w nas zdolność szerszego i głębszego poznawania esencji indywidualnych i społecznych. Śmierć w tym rozumieniu przenosi nas do ukrytego przed ograniczonymi zmysłami świata wieloetapowej transcendencji. W tym świecie lęk przed śmiercią słabnie, a co za tym idzie, rozwija się naturalna radość życia, wdzięczność, otwartość, elastyczność, empatia i co najważniejsze, buduje się bodaj najbardziej deficytowy u przeciętnego człowieka zasób wewnętrznego bezpieczeństwa. Kształtuje się, a może odkształca, bo forma nabiera tu coraz mniejszego znaczenia, konstytucja wysokich wartości, z jakimi człowiek naturalnie idzie przez życie. Pojawia się mądra mądrość, autentyczność i spójność wewnętrzno-zewnętrzna. Im większa otwartość na śmierć własną, tym większy dostęp do zdolności przeżywania śmierci innych ludzi. Im większe doświadczenie w głębokim, wielopoziomowym przeżywaniu własnej śmierci, tym większa umiejętność w prowadzeniu ludzi przez korytarz ich wewnętrznego umierania. Śmierć nie przyniesie zbawczej transformacji temu, kto nie jest do niej przygotowany. Świadoma integracja własnej śmierci staje się w tym świetle niezbędnym warunkiem każdego kolejnego zmartwychwstania.

Zaproszenie do życia

Piszę te słowa w kontekście zbliżającego się święta śmierci sprowadzonego w ostatnich latach do farsy halloweenowej będącej kwintesencją omawianego przeze mnie wyparcia śmierci. Uschematyzowana rytualizacja naszej rodzimej tradycji odwiedzania grobów również niewiele wnosi. Każdy z nas ma jednak możliwość choćby i w tym czasie na spotkanie ze śmiercią w świetle znicza swojego życia. Może trochę inaczej niż dotąd, może bardziej intymnie, osobiście, pod innym kątem zastanowić się nad sensem, wartością, znaczeniem, potencjałem, który wyzwolić może właśnie dzięki świadomemu przeżyciu swojej śmierci za życia. Czy przeżywasz obecnie jakiś okres przejściowy, może jest trudno, może boli, może nie wiesz co zrobić, czujesz się przyparty do muru, tracisz grunt pod stopami, cierpisz? Zamiast się zadręczać, pomstować, zastanawiać za jakie cię to spotkało grzechy, zamiast próbować się wyrwać, chcieć wrócić do tego, jak ci było przedtem, może warto skorzystać z daru i spotkać się ze swoją śmiercią? Ta przecież puka do ciebie co jakiś czas, czasem się nawet dobija, by w końcu, jeśli wciąż niestrudzenie będziesz udawać, że jej nie słyszysz, wyważy drzwi tego twojego pokoju. Wtedy już będzie za późno. Tyle szans bezpowrotnie straconych. Nie lękaj się. Śmierć chce cię zaprosić do życia.

Truly You soon

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – nowa data wydania

TY OKŁADKA

Sami widzicie, że się trochę nazbierało : – ) Tak jeszcze w kwestii wydania książki: „Jak się zabić, by zmartwychwstać…”, bo wiele osób czeka i pyta kiedy, przecież obiecywałem, że już we wrześniu będzie ją można kupić. No nie można : – ), pojawiły się takie okoliczności, które sprawiły, że światu ukaże się na przełomie listopada i grudnia. Ale za to jaka i jak się ukaże : – ). W pełni swojego potencjału : – ), jak jej przyszli czytelnicy : – )

Mój mistrz i autorytet – Wojciech Eichelberger

eichus i ja

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

No skoro przysiadłem już do Bloga, to pozwólcie, że dorzucę jeszcze i takie zdjęcie. Z panem Wojciechem Eichelbergerem rozmawiamy o mojej książce „Jak się zabić, by zmartwychwstać…”. Może będzie z tego spotkania jakaś recenzja do książki :- ).

Truly You soon

Autentyczność w kontekście wystąpień publicznych

czesto 1 maly

Moi drodzy
Dawno się nie odzywałem na Blogu, co nie znaczy, że nic się u mnie nie dzieje. Dzieje się i to tyle, że może nawet czasem wolałbym, żeby trochę mniej : – ) Warsztaty i szkolenia też prowadzę, choć ostatnio nie miałem w sobie przestrzeni, by o nich pisać. Dzisiaj jest we mnie taka, więc donoszę, że w weekend z grupą pięknych ludzi zanurzyliśmy się w sobie odkrywając własną autentyczność w kontekście wystąpień publicznych. Ach te wystąpienia, choć w wielu strach wyzwalają, to właśnie przez nie możemy odkrywać w sobie to, co w nas jest najlepsze. Poodkrywaliśmy :- ), i to jak : – )
Sylwia Dąbrowska – dziękuję za zaproszenie i jak zawsze świetną organizację : – )

Truly You soon

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – okresy przejściowe cz. II

TY OKŁADKA

Moi drodzy

Jak wczoraj wspomniałem, tak dzisiaj robię : – ) Kolejny fragment książki przed nami. Jeśli miałbym powiedzieć z czym większość moich klientów indywidualnych do mnie przychodzi, to właśnie z sobą w jednym z wymiarów tego okresu przejściowego. A tych wymiarów jest mnóstwo, zresztą sami zobaczcie:

„(…)

6. Przełomy zindywidualizowanej historii życiowej

Jest jeszcze wiele innych doświadczeń przełomowych, które w naszych życiach przytrafiają się na każdym Etapie. Eskalacja konfliktu w relacji z partnerem, rozstanie, rozwód, śmierć partnera lub innej osoby bliskiej, utrata pracy, wypalenie, problemy wychowawcze z dziećmi, zmiana pracy, awans, degradacja, założenie własnej firmy, ciężka choroba, renta, przyspieszona emerytura i inne zdarzenia, które mają potencjał stać się nieuniknionym wyzwalaczem trudnych doświadczeń. Bywa i tak, że mimo kolejnych Etapów w jakie wkraczasz, doświadczasz wewnętrznych stanów utraty szczególnie ważnych dla ciebie Wartości, znika gdzieś motywacja do życia, pracy, relacji z ludźmi, rozczarowanie dokonanymi wyborami, przesilenie przedłużającą się trudną sytuacją materialną, toksycznym związkiem, przedłużającą się samotnością, nadmiarem obowiązków, nieznośnym, zdającym się stałym i niezbywalnym, niechcianym scenariuszem życia, znudzeniem, brakiem perspektyw. Co wtedy? Czy tak już musi być? Czy da się z tym coś zrobić? Gdzie szukać pomocy? Czy warto? Ja, patrząc z szerszej perspektywy, mówię o takich doświadczeniach, że są dobre, że można być za nie wdzięcznym, bo dają szansę, bo stają się potencjałem energii refleksji, weryfikacji, rozwoju, nowego otwarcia. Mogą pomóc w wejściu na drogę odkrywania własnej autentyczności, wesprzeć w procesie domykania dotychczas niedomkniętych Etapów i przejścia na kolejny Etap. Wielu klientów przychodzi do mnie, kiedy trafiają w życiu na któreś z tych doświadczeń. Przychodzą, bo cierpią, bo nie wiedzą co robić, bo czują, że życie im się właśnie rozpadło, bądź chyli się ku upadkowi. Gdy zadbamy o ich stan wewnętrzny, zostają i wspólnie kontynuujemy najważniejszą i najpiękniejszą podróż ich życia. (…)”

Tych okresów przejściowych wyszczególniłem jeszcze kilka, ale o pozostałych już niedługo będziecie mogli poczytać w książce. Okresy przejściowe, choć nie muszą nam się wcale z tym kojarzyć, gdy przez nie przechodzimy, są ogromnym potencjałem naszego rozwoju, potencjałem realizacji siebie, spójności, autentyczności, ale też efektywności, realizacji, spełniania, generowania wymiernych efektów, również finansowych. To szansa na zruszenie barier wewnętrznych, ograniczeń, neutralizacji przekonań nieświadomych stojących nam na drodze. Wdzięczność za bolesny okres przejściowy nie jest łatwa i nikogo do niej nie warto przymuszać . Wdzięczność przychodzi w procesie, jeśli pozwolimy sobie wejść na jego drogę. Im bardziej świadomie przechodzić będziemy przez proces, tym większa szansa wykorzystania jego potencjału. Jedni skorzystają, inni nie… Ja staram się ze swojego skorzystać, a i moim klientom w tym korzystaniu pomagam. Kto korzysta, ten czerpie z tego korzyści : – )

Truly You soon

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – okresy przejściowe

TY OKŁADKA

Moi drodzy

W książce sporo będzie o etapach, jakie każdy z nas przechodzi w swoim życiu, jedni bardziej świadomie, inni mniej, a zdecydowana większość nie ma pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje. Etapy są ważne, tak ważne, że w oparciu o moje doświadczenia w pracy z ludźmi, o wiedzę, jaką od lat w tym zakresie zdobywam, o moje rozważania przy okazji tworzenia autorskiego programu TY®, stworzyłem model, który nazwałem Etapami Spójności Osobistej. Nie myślę o nich dzisiaj pisać, chcę jednak zwrócić waszą uwagę na to, że pomiędzy etapami występują okresy przejściowe. Wyszczególniłem w programie 6 okresów przejściowych. Dzisiaj chcę podzielić się z Wami opisem jednego z nich, którego sam właśnie doświadczam, o którym metaforycznie pisałem w ostatnim moim wpisie.

Przeczytajcie poniżej fragment książki. Jutro wrócę do tematu i wspomnę o jeszcze jednym okresie przejściowym, a raczej zbiorze okoliczności, jakie stanowią potencjał okresu przejściowego, na którym można przeżywać jeden z okresów występujących między etapami. Brzmi zawile? Jutro się wyjaśni : – )

A teraz zapowiadany fragment:

„(…)Etapy Spójności Osobistej są jak metaforyczne pokoje, a łączące je okresy przełomowe są jak korytarz, który potrzebujesz przejść w drodze z pokoju do pokoju. Te dwa zestawienia wzajemnie się uzupełniają i wspólnie tworzą obraz twojego wewnętrznego domu, istnienia, które na wyższym poziomie świadomości przenika się w pełni ze światem, który cię otacza.

Od lat pracuję z ludźmi, którzy znaleźli się w przełomowych okresach życia. Energia czasu przełomowego jest potencjalną siłą, z której możemy skorzystać w procesie. To dobry czas, nawet jeśli przejawia się trudnościami, kłopotami, załamaniem, bolesnym doświadczeniem utraty. To dobry czas, bo gdy coś się kończy to znak, że jesteś blisko drzwi, za którymi może się zacząć coś nowego, z moją pomocą bardziej świadomego, bliższego ci i z tobą spójnego.

(…)

3. 42 rok życia (+/- 3 lata)

(…)dorośli, którzy mogą mieć wrażenie, że coś osiągnęli, że dotarli, zdobyli. Faktycznie część z nich dociera na poziom szczytowy swoich karier, by dostrzec, że to do czego zmierzali nie przyniosło tej satysfakcji, jakiej się po tym spodziewali. Pojawia się silna wewnętrzna weryfikacja drogi życia, jaką zwykle podświadomie wybrali. (…) Ten czas ma silny potencjał przemiany, dlatego nazywam go „fazą śmierci”. Zresztą zupełnie niedawno w historii dziejów człowieka na ziemi był to czas, kiedy faktycznie ludzie zbliżali się ku końcowi życia. (…) Co teraz? Teraz właśnie pojawia się przestrzeń na nowe zupełnie rozdanie. Im bardziej świadomie do tego podejdziesz, tym lepiej. Bez rozwoju własnej świadomości często skończy się „ogłupieniem”, jakie zazwyczaj określa się kolokwialnie mianem „kryzysu wieku średniego”. Skąd bierze się cały ten zamęt? W życiu prywatnym, jego genezą są zwykle rodzinne uwarunkowania. Czujesz podskórnie, że mogłoby być inaczej. Słyszysz tykanie zegara, który z każdym dniem tyka coraz głośniej. W pracy też do ciebie dociera, że to nie to, że mogło być inaczej, że być może z pobudek konformistycznych, lęku, wygody, wewnętrznych ograniczeń, zdecydowałeś się realizować nie swój scenariusz życia. Jeśli nie swój, to czyj? Podrzucony przez innych, wtłoczony, pozornie bezpieczny, skądś znany. Bywa i tak, że ktoś nieświadomie próbował spełnić marzenia rodziców, bądź rodzica, który swoją auto-zdradę postanowił powetować sobie popychając dziecko do realizacji własnej niespełnionej legendy. W ten sposób taki rodzic załatwia swojemu dziecku powtórkę z jego własnej nietrafionej historii. A może po prostu pracujesz w jakimś miejscu, bo tam dostałeś pracę. Może powodem była specjalizacja na studiach, lokalizacja, albo fajny socjal, a może kumpel pomógł się wkręcić i tak już jakoś zostało. Wiadomo przecież, że nie jest lekko na rynku. Trzeba się cieszyć tym, co się ma i nie wybrzydzać. A że już patrzeć się nie mogę na to wszystko? A że już sił brakuje, by to znosić? Czy tak musi pozostać? Czy do końca życia mam żyć nieswoim życiem? Wygoda, przyzwyczajenie, lęk przed zmianą, to wszystko czynniki, które mogą wygrać. Kto w takiej grze przegrywa? Po co się nad tym zastanawiać? Może lepiej jest wyprzeć takie myśli, nie myśleć, myśleć o czym innym, odurzać się niezliczonymi narkotykami pozornego zadowolenia podrzuconymi przez zagubione społeczeństwo? Co z tobą? Jaka jest twoja historia? Jak to sobie tłumaczysz? Czy da się z tym coś zrobić? Czy tego chcesz? Ile żyć ci jeszcze zostało, byś mógł to życie lekką ręką poświęcić? Jak się teraz przed sobą tłumaczysz? Jakich racjonalizacji używasz, by przedstawić się sobie w korzystnym świetle? Jak długo jesteś się w stanie oszukiwać, by nie zdawać sobie sprawy? Jak mamić, by nie czuć się źle? Czym jest rozwijanie własnej świadomości? Co staje się dzięki temu możliwe? To idealny czas na to, by targnąć się na swoje dotychczasowe życie i popełnić świadome samobójstwo. Znaczna część moich klientów rekrutuje się właśnie z tego przełomowego okresu życia. (…)”

Sam również wkroczyłem do tego korytarza, a choć z tyloma osobami pracowałem na sesjach indywidualnych, choć znam dobrze te mechanizmy, tworzę teorię, techniki pracy, ćwiczenia, choć umiem wspierać ludzi w jak najbardziej spójnym z nimi i ekologicznym przejściu takiego czasu i ponownym narodzeniu, lub jak kto woli, zmartwychwstaniu, to sam sobie nie pomogłem, nie potrafiłem sobie pomóc. Zwróciłem się po wsparcie do osoby jakiej ufam i jaką cenię. To z tą osobą ruszyłem w podróż po moich korytarzach, ku drzwiom za jakimi czeka już na mnie nowy Etap Spójności Osobistej (jakby się ktoś zastanawiał czym są te kręgi na powierzchni okładki książki, to już ma chyba jasność w sprawie : – )). Przekraczam próg, uchylam drzwi, jeszcze tylko ten jeden krok… iiiii…

Truly You soon

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – wyznanie

ja umęczony mały

Moi drodzy

Ostatnie dwa miesiące mojego życia przyniosły ze sobą tak silne doświadczenia, tak ogromnie dużo emocji, że nie mogę ich pozostawić tylko dla siebie. Czuję się wreszcie gotowy, by podzielić się sobą z Wami. W końcu moja książka jest o autentyczności, a ja nie tylko ją pisałem, ale też żyłem nią przez ostatnie dwa lata. Żyłem nią tak bardzo, że zaniedbałem inne, ważne, bardzo ważne aspekty życia. Niedługo po tym, jak ją ukończyłem, życie zwróciło się do mnie w drastyczny sposób po odbiór długu, jaki zaciągnąłem w tym czasie.

Cios był na tyle celny i niespodziewany, że ugiąłem się pod nim, przyklęknąłem, aż wreszcie padłem jak długi, by w kurzu i błocie skulić się w sobie, a potem wić się jak robak wbity na haczyk, cierpieć. Nie wyobrażałem sobie nawet, że mam dostęp do tak intensywnie negatywnych reakcji. Teraz już wiem, że mam, zresztą z dzieciństwa wciąż mi się coś tam majaczy.

Spędziłem ostatnio sporo czasu w samotności próbując stać się obserwatorem samego siebie i okoliczności w jakich się znalazłem. Patrzyłem i z coraz bardziej rosnącym zadziwieniem zaczynałem dostrzegać analogie pomiędzy tym, co przeżywam, a książką. Wiele osób emocjonalnie reagowało na jej tytuł. Co mi przyszło do głowy, by był taki właśnie? Coś mnie bardzo wołało, miałem kilka opcji, ale jednak zawziąłem się i wybrałem ten właśnie. „Jak się zabić, by zmartwychwstać…”. Leżąc w tym metaforycznym kurzu i błocie zrozumiałem, że właśnie doświadczam swojej agonii. Stałem się jego emanacją. Umierałem wewnętrznie w mękach, zapadałem się w otchłań tak czarną, że czułem, jakbym tracił zmysły. Zdając sobie powoli sprawę, z tego co się ze mną dzieje, nie starałem się wyciągać sztucznie z tego stanu. Żadnych szybkich, skutecznych, coachingowych technik. Postanowiłem pozwolić sobie na to doświadczenie. Przeżyć je w pełni. Czułem żal, czułem się winny, sfrustrowany, bezsilny, załamany, bezwartościowy, skrzywdzony, słaby. Czułem jednocześnie, że jeśli sobie pozwolę tego doświadczyć, to mam szansę na to, by wyjść z tego mocniejszym, bardziej prawdziwym, autentycznym, niż byłem do tej pory. Koszmarnie trudna decyzja.

Energia, jaka powoli zaczyna mnie wypełniać jest dobra i mocna. Wiem, że jej potrzebowałem, by ruszyć ku realizacji tych wyzwań, jakie przed sobą stawiałem. Czy bez doświadczenia tych dwóch miesięcy byłbym gotów na czekający mnie nowy etap mojej życiowej podróży? Mam teraz coraz większe przekonanie, że nie. Dar? Nie czułem się zbytnio obdarowany, raczej przeklęty, dotknięty klęską, pokonany, rozbity, zdruzgotany. Jedne maski spadły ze mnie, gdy padałem, inne, gdy tarzałem się w błocie.

Umorusany, poraniony, obdarty, wstaję, by umyć się w wartkim nurcie rzeki życia, do której pozwoliłem sobie wejść wreszcie. Zdejmuję powoli strzępki ubrań. Staję nagi przed ludźmi, wciąż pełen słabości, wątpliwości, lęku i wstydu. Patrzę w lustro wody i widzę siebie. Nie myślę oceniać tego co widzę. Patrzę, oddycham głęboko. Niech „się dzieje” – myślę. Czy jestem gotów? Nie wiem, ale zaczynam czuć w sobie dogłębne przyzwolenie. Nie powstrzymam nurtu, nie chcę go powstrzymywać. Tyle energii na próżno. Kładę się na powierzchni wody.

Odpoczywam. Prąd niesie mnie z dużą siłą. Nie myślę o celu tej drogi. Myślę o tym, co wziąć mogę dla siebie z tych dwóch miesięcy piekła, po których stanąłem wreszcie na brzegu gaszącej ten śmiertelny płomień rzeki. Patrzę w swoje odbicie. – Siebie?… Takiego nagiego, zwyczajnego siebie?… I tyle?… A trzeba mi czegoś więcej?…

Truly You soon

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – recenzja dr Lidia D. Czarkowska

TY OKŁADKA

Moi drodzy

Kolejna recenzja. Tym razem autorstwa dr Lidii D. Czarkowskiej. Tym, którzy się interesują coachingiem, nie muszę Jej przedstawiać. Cudowny, piękny człowiek, coach, trener, wykładowca, mówca, profesjonalistka w każdym calu, prawdziwa, piękna kobieta, osoba, w której chyba każdy kto miał z nią kontakt, zakochuje się bez reszty. Kwintesencja tego, co jest celem każdego z nas na drodze, o jakiej piszę w książce „Jak się zabić, by zmartwychwstać…”.

Poniżej recenzja książki. Obszerna i mądra. Bogata w wiedzę, świadomość siebie i procesów życia, jakim podlegamy niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z nich sprawę, czy nie. Dzięki takim ludziom jak Lidia, możemy zacząć zdawać sobie sprawę coraz bardziej. Zapraszam do lektury.

Recenzja książki „Jak się zabić, by zmartwychwstać…” : dr Lidia D. Czarkowska

W jaki sposób słowa mają moc tworzenia? Aby tego doświadczyć zapraszam do lektury książki napisanej przez Konrada Wilka, w której autor właśnie poprzez słowa i obrazy użyte w świadomy, wielowarstwowy sposób – poprzez symbole, metafory, archetypy i opowieści – otwiera przed czytelnikiem drzwi transformacji i uruchamia proces uautentyczniania i aktualizacji siebie.

 

Każdy z nas jest niepowtarzalnym i bezcennym podmiotem, który jako jedyny może stawać się samym sobą i wnosząc swój unikalny wkład, współtworzyć w ten sposób i dopełniać wszechświat. Dwuetapowy program Truly You (TY ®), stworzony i opisany przez autora, jest spójny z samą istotą coachingu, czyli wspieraniem ludzi w odkrywaniu i realizacji ich osobistego potencjału. Sześć kroków składających się na całość programu prowadzi czytelnika przez poszukiwanie, spotykanie i odkrywanie samego siebie oraz swoich wewnętrznych skarbów, czyli wyzwalanie spójności osobistej, nazwane przez autora procesem Trualize Yourself (Ty ©) – po precyzowanie, ogłaszanie i spełnianie swojej misji, czyli realizację struktury osobistego sukcesu, nazwane tutaj Trademark Yourself (Ty ™).

Konard Wilk kładzie przed czytelnikiem całą paletę modeli, ćwiczeń i mocnych coachingowych pytań – takich, które przyczyniają się do poszerzania samoświadomości i podnoszą dostęp do osobistej mocy sprawczej.

Rdzeniem pojęcia samoświadomość jest conscienca, czyli świadomość – słowo, które etymologicznie wywodzi się z łaciny [łac. con – razem; z i łac. scientia – wiedza] i oznacza wiedzę współdzieloną, a więc wiedzę pochodzącą ze wspólnego pola informacji, do którego zyskujemy dostęp poprzez refleksję nad doświadczanym życiem. Z tego względu niezwykle istotny jest sam podmiot poznający – czyli ten, który doświadcza. Nasza świadomość jest subiektywna, właśnie dlatego, że w znacznym stopniu zależy od samego obserwatora oraz sumy jego doświadczeń. Z tego względu szczególną wartością i swoistym pięknem tej książki jest dzielenie się przez autora samym sobą, osobistą historią, ważnymi dla niego autorytetami i własną biografią, będącą drogą do autentyczności – wplatanymi nieustannie w treść dzieła.

Autor opisując swoją ścieżkę pokazuje też źródła własnych inspiracji i chociaż postanawia nie cytować żadnych klasyków po to, aby mówić własnym głosem – to odnosi się do idei m.in. Roberta Diltsa, Clare W. Gravesa czy Kena Wilbera, które zapładniały jego świadomość w tworzeniu autorskiego modelu Etapów Spójności Osobistej oraz narzędzi do wspierania procesu jej rozwoju. Przekornie zacytuję tu jednego z ludzi, których biografia jest potwierdzeniem przejścia wielkiej osobistej transformacji: „Człowiek nie może niczego nauczyć drugiego człowieka, może mu tylko dopomóc w wyszukiwaniu prawdy we własnym sercu(…)” Św. Augustyn. Książka zawiera także krótką charakterystykę modeli osobowości Hipokratesa-Galena, Junga i testu MBTI® Myers-Briggs a także metaprogramów oraz testu Mindsonar Hollandera. Jednakże autor zaprasza do pogłębionej autorefleksji ponad ograniczającymi etykietkami, jakie moglibyśmy sobie przykleić. Pokazuje nie tylko fazy, ale też pułapki na drodze rozwoju Człowieka Świadomego. Daje też narzędzia coachingowe do pracy nad przekonaniami stanowiące praktyczne zastosowanie modelu RTZ Maultsby’ego oraz opisuje stan przepływu oraz pracę z cieniem, tak istotne w odkrywaniu Misji Spójności Osobistej i Wizji Osobistego Sukcesu.

Budzenie w nas przez Konrada Wilka samoświadomości i gotowości do życia w zgodzie z odkrywaną o sobie prawdą, wpisuje się w nurt psychologii humanistycznej. Nauka wyróżnia poziomy świadomości – niże, to po prostu odwzorowywanie środowiska w umyśle, czyli świadomość otoczenia oraz zdawanie sobie sprawy z istnienia samego siebie (np. identyfikacja samego siebie w lustrze, która łączy się z identyfikacją z własnym ciałem i jego doznaniami; odczuwaniem bólu i przyjemności). Wyże poziomy świadomości to: samoświadomość introspekcyjna i metaświadomość[1]. W centrum zainteresowania psychologii humanistycznej stoi właśnie samoświadomość introspekcyjna, czyli idea samego siebie, która tworzona jest w oparciu o dwa sub-aspekty:

1) zdawanie sobie sprawy z doświadczanych obecnie przez podmiot: doznań (odczuć), emocji (uczuć), potrzeb, motywów, myśli (poglądów, przekonań i sądów wartościujących) oraz własnych możliwości i ograniczeń – i tutaj nie do przecenienia w procesie samopoznawczym jest rola coachingowych pytań oraz

2) pamięć epizodyczna (katalog osobistych wspomnień), pomagająca jednostce w zachowaniu poczucia ciągłości biograficznej i tożsamości, niezależnie od bieżących zmian w środowisku – może to być obszar pracy coachingowej jeśli eksploracja przeszłości ma na celu poszukiwanie dostępu do osobistych zasobów lub obszar pracy terapeutycznej jeśli potrzebne jest uwalnianie od wynikających z przeszłości blokad i uzdrawianie dawnych zranień.

Natomiast metaświadomość, jest rozumiana jako świadomość świadoma samej siebie, a jej eksploracją zajmuje się psychologia transpersonalna. Te dwa wyższe rodzaje świadomości psychologia humanistyczna uznaje za istotę bycia człowiekiem.

Carl Rogers uznawał rozwój samoświadomości za klucz do poczucia podmiotowości (samostanowienia) i autonomii jednostki[2]. Samoświadomość w ten sposób otwiera drogę do wolności od ograniczeń zewnętrznych (materialnych) i wewnętrznych (osobistych). Z kolei Erich Fromm twierdził, że wysoka samoświadomość charakteryzuje tych, którzy potrafią twórczo realizować swoje pragnienia, kierując się przy tym własnymi wartościami, odkrywanymi w procesie refleksji nad osobistymi doświadczeniami, co prowadzi do afirmacji własnego „ja” w kontekście całego życia jednostki[3].

Zarówno myśl Fromma i jak i Rogersa obecne są w tym, co jako proces rozwoju Spójności Osobistej opisuje Konrad Wilk – dlatego czytając tę książkę wielokrotnie odczuwałam zachwyt nad tym jak uniwersalna mądrość należąca do ludzkości jest dostępna każdemu z nas, kto tylko odważy się na postawienie sobie istotnych pytań i otworzenie serca i umysłu na pojawiające się odpowiedzi. Autorowi bez wątpienia nie brakuje odwagi w zadawaniu pytań i aktywnemu wspieraniu czytelnika w odkrywaniu jego własnych odpowiedzi. Dzięki temu działa jako „Przebudzacz”, nazywany przez Roberta Diltsa Awakenerem, czyli jako Coach tranfsormacyjny, pracujący na najwyższych poziomach piramidy neurologicznej.

Ważna w tej książce idea metaforycznej śmierci na poziomie tożsamości – umrzeć by móc narodzić się ponownie – także jest obecna w psychologii egzystencjalnej i humanistycznej od wielu lat. Szczególnie bliskie tej koncepcji wydają się proces indywiduacji Carla Gustawa Junga, teoria kryzysów egzystencjalnych Erika Eriksona i stosunkowo mało znana w Polsce, za to intensywnie rozwijana w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i USA Teoria Dezintegracji Pozytywnej profesora Kazimierza Dąbrowskiego. Według modelu Konrada Wilka kluczowa transformacja nazywana przez niego „fazą śmierci” następuje w okresie zwanym „kryzysem wieku średniego” (42+/- 3 lata) co koresponduje z ideą procesu indywiduacji opisywaną przez Junga, jako moment, w którym koło czterdziestych urodzin nasze poczucie własnej wartości przestaje zależeć od tego jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie i czy żyjemy w zgodzie z obowiązującymi standardami społecznego sukcesu, a zaczyna być związane z tym na ile żyjemy w zgodzie z własnymi, osobistymi wartościami po to by indywidualnie doświadczać poczucia spełnienia. W modelach Ericsona i Dąbrowskiego – „umieramy” w ciągu życia wielokrotnie – co każde 7-11 lat, kiedy dawna tożsamość przestaje spełniać swoją funkcję a nowa potrzebuje okresu inkubacji aby się narodzić, i to zwykle w bólach.

Dlatego właśnie polecam tę książkę wszystkim, którzy stoją u progu własnej pierwszej lub kolejnej transformacji w swoim życiu – i już nie wystarczają im odpowiedzi jakich udzielali sobie dotychczas, a to, co nieuchronnie nadchodzi, chociaż jest jeszcze dla nich niewyraźne, niepewne lub wręcz przerażające.

Konrad Wilk jako coach pokazuje w swojej książce pełną pokory a jednocześnie mocy postawę towarzyszenia klientowi w procesie transformacji. Dzięki istnieniu coacha-lustra klient może łatwiej zobaczyć swoją sytuację, swoje reakcje, dylematy i wybory oraz doświadczyć „przemiany”, której naturalny przebieg zmierza ku uspójnieniu wewnętrznych przeciwieństw. Poprzez odkrywanie prawdy o sobie, następuje integracja na głębszym poziomie tego, co początkowo jawi się jako dysharmonia a nawet sprzeczność. Wszak istotą coachingu transformacyjnego jest rozwijanie stanu wewnętrznej spójności – dzięki czemu osiąganie przez klienta zamierzonych rezultatów staje się naturalnym zewnętrznym skutkiem wewnętrznej integracji[4].

Z tego względu polecam tę książkę również profesjonalnym coachom, jako źródło inspiracji, wiedzy i narzędzi do wspierania i siebie i klientów na ścieżkach rozwoju autentyczności i spójności, do wyrażania siebie, poprzez życie swoją misją i realizację wizji. A wszystko to po to, aby cieszyć się ze Świadomej Tożsamości i dzielić ze Światem owocami „zmartwychwstania” takimi jak: elastyczność, unikalność, pokora, radość życia, rozwój i prostota.

           

dr Lidia D. Czarkowska

Quality of Life Institute

 

 


[1] Więcej na ten temat w: Lidia D. Czarkowska (2016) Coaching a samoświadomość, Wstęp [w:] Coaching Review nr 1/2016 (8).

 

[2] Rogers, Carl R. (2002) Sposób bycia, Poznań: Dom Wydawniczy Rebis.

[3] Fromm, Erich (1993) Ucieczka od wolności, Czytelnik

[4] Czarkowska Lidia D. (red.) (2014) Coaching transformacyjny jako droga ku synergii, Poltext, Warszawa

 

Recenzja znajdzie się w całości w książce, a jej fragment na jej tylnej okładce

Truly You soon,

„Jak się zabić, by zmartwychwstać…” – recenzja Benedykt Peczko

TY OKŁADKA

Moi drodzy

Zapraszam do lektury kolejnej recenzji mojej książki, którą zaszczycił mnie mój nauczyciel i mistrz, dzięki któremu w dużej mierze znalazłem się w tym miejscu życia, w którym obecnie „się dzieję”. Cudowny, ciepły, mądry człowiek, jeden z największych w Polsce, niekwestionowanych autorytetów w dziedzinie wspierania rozwoju osobistego, znakomity terapeuta i coach, lekarz ludzkich dusz, mój inspirator i wzór do naśladowania, autor książek i niezliczonych artykułów publikowanych min. na łamach magazynu „Zwierciadło”.

 

Recenzja

„Jak się zabić, by zmartwychwstać – Ewangelia świadomego samobójcy” to tytuł, który nie tylko prowokuje,  ale wręcz szokuje. Jednak wbrew pierwszemu wrażeniu, jakie wywołuje tytuł, książka  jest przewodnikiem dla tych, którzy chcą żyć pełniej, niż do tej pory i cieszyć się radością życia. Zaś tytuł zdaje się nawiązywać do faktu, że przemiana wewnętrzna, jaka towarzyszy przechodzeniu przez kolejne fazy osobistego rozwoju, porzucaniu starych lub po prostu przyjmowaniu nowych ról, subiektywnie jest często odczuwana jako swego rodzaju umieranie, po którym następuje odrodzenie. Okres pośredni pomiędzy jednym a drugim jest zwykle sporym wyzwaniem i wiąże się z nieprzyjemnymi przeżyciami.  Wynika to z okresowej utraty „strefy komfortu”, jakiej dostarczają stare nawyki, przyzwyczajenia, utarte koleiny. Dlatego wiele osób rezygnuje z pozytywnych zmian, kierując się dewizą, którą niejednokrotnie słyszałem od moich pacjentów i klientów, a która dosłownie brzmiała: „Lepsze znane piekło, niż nieznany raj”.

Książka Konrada Wilka jest właśnie odpowiedzią i środkiem zaradczym na tego typu wewnętrzne rozdarcie.  Autor napisał ją w sposób bardzo osobisty i tak też zwraca się do czytelników. Dzieli się swoimi wielorakimi doświadczeniami – biznesmena, podróżnika, ucznia, duchowego poszukiwacza,  syna, męża i ojca, coacha i trenera, a przede wszystkim człowieka, który wielokrotnie przechodził własne przemiany, własne wewnętrzne umieranie i odrodzenia. Ale nie obawiajmy się, nie występuje w roli „nawiedzonego mistrza”, lecz raczej „przyjaciela na ścieżce”, który czerpie ze swoich życiowych lekcji, pasji oraz fascynacji życiem i rozwojem. Korzysta przy tym z wielu źródeł i pomocnych koncepcji, wykazując wysoki poziom erudycji i równocześnie umiejętności autorskiego łączenia idei i modeli swoich mentorów. Przedstawia je w sposób bardzo prosty i przejrzysty, wolny od nadmiernego teoretyzowania. Tyle, ile trzeba. Ten umiar i lekkość przekazu są cechą całej książki, co równocześnie, po mistrzowsku łączy się z głębią zawartych w niej myśli. Przykłady „z życia wzięte”, zarówno Autora, jak też jego klientów; liczne krótkie sentencje, które zebrane osobno mogłyby stanowić zbiorek  błyskotliwych i poruszających zarazem aforyzmów Konrada Wilka; instrukcje do ćwiczeń dla czytelników – wszystko to ożywia i urozmaica przekaz oraz pogłębia jego inspirujące oddziaływanie.

Omawiana książka odpowiada na istotne zapotrzebowanie społeczne naszych czasów, w których edukacja skupia się głównie na przekazywaniu olbrzymiej ilości informacji o wszystkim, ale nie o nas samych i o tym, co dla nas najważniejsze.  Programy szkolne, studiów, czy doskonalenia zawodowego przygotowują nas do tego, byśmy umieli robić coraz więcej i coraz wydajniej, by wspinać się coraz wyżej po szczeblach kariery, posiadania czy statusu społecznego.  Nie zajmują się natomiast  odpowiedziami na podstawowe pytania: Po co to wszystko? Co jest dla nas naprawdę ważne? Jaki jest sens nadrzędny? Kim jesteśmy – poza licznymi rolami, jakie w życiu pełnimy? Jaka jest nasza prawdziwa tożsamość i miejsce w całości, do której przynależymy? Nie są to wcale „wydumane” analizy, bezowocne filozofowanie. Coraz więcej osób, w coraz młodszym wieku zgłasza się z tego typu dylematami na coaching czy psychoterapię, skarżąc się przy tym na wypalenie zawodowe, brak motywacji do działania i poczucia „smaku” życia. I to mimo licznych sukcesów na różnych polach. Nic dziwnego, że odpowiedzi na wspomniane pytania nie znajdziemy w szkole, w prasie, telewizji itp. Nikt nie może ich nam udzielić, tylko my sami. Do tego potrzebujemy jednak odpowiedniej zachęty, inspiracji i wsparcia, które znajdujemy właśnie w prezentowanym tekście, otwierającym przed nami zapomniane, choć zawsze obecne wymiary nas samych, czyniąc to w sposób zgodny z aktualną wiedzą oraz językiem dostosowanym do współczesnego odbiorcy. Tym bardziej warto zaczerpnąć z tego skarbca, który otwiera dla Czytelnika Konrad Wilk.

 

Benedykt Peczko

Certyfikowany psychoterapeuta, coach i trener

Dyrektor Polskiego Instytutu NLP

Wiceprezes CC Innovation Sp. z o.o. i współtwórca systemu Multi-Level Coaching

 

Recenzja ta znajdzie się w książce, a jej fragment ozdobi jej tylną okładkę.

Książka już niedługo trafi do druku, a potem… a potem może też trafić w Wasze ręce, Wasze myśli, Wasze serca, by przekładać się na coraz bardziej świadome, spójne, autentyczne życia, dając Wam, ludziom wokół Was i światu to, co w Was najpiękniejsze.

Truly You soon,

Jak się zabić, by zmartwychwstać… – skąd wziął się tytuł tej książki

TY OKŁADKA

Wiem, że tytuł książki wzbudził w wielu osobach spore emocje. Słowa jakie do mnie dotarły w reakcji na opublikowaną przeze mnie okładkę: bulwersująca, kontrowersyjna, niepokojąca, tajemnicza, intrygująca itd. Poniżej zamieszczam kolejny fragment książki, w którym wyjaśniam genezę powstania tytułu.

„(…) Ludzie mylą się myśląc, że coś nie istnieje. Wszystko istnieje. Potrzebujemy tylko to odkryć i nadać temu jakąś nazwę.

Tytuł książki składa się z kilku części. Pierwsza z nich znajduje się w lewym górnym rogu okładki i jest słowotworem językowym mojego autorstwa. Słowo Trualize nie istnieje w języku angielskim, a przynajmniej nie istniało do tej pory. Jego tłumaczenie w mojej intencji jest następujące: „uautentycznij”. Zatem Trualize Yourself znaczy: „Uautentycznij Siebie” albo w formie rozbudowanej: „Zdaj sobie sprawę z tego, co jest twoją prawdą, zintegruj ją i pozwól sobie na to, by ją sobą wyrażać”. Pierwsze litery wyrazów tworzących tę nazwę, to TY. Stąd bierze się skrót – TY. W języku polskim ten skrót znaczy bardzo dużo, dla mnie właściwie wszystko co ważne, bo to TY jesteś bohaterem, współautorem i główną intencją powstania tej książki. Znak „©” (ang. copy rights) to określenie zastrzegające prawa autorskie. TY autentyczny jesteś istotą kompletną, zharmonizowaną, wewnętrznie spójną. Jesteś niepowtarzalny, jedyny na świecie, wyjątkowy. TY autentyczny jesteś swoim największym kapitałem, największą Wartością i zasobem. Twoja autentyczność jest tym, co cię wyróżnia, w niej zapisany jest potencjał drogi twojego cennego, spełnionego i szczęśliwego życia. Choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, to zdecydowana większość z nas utraciła dostęp do swojej autentyczności. Ta książka pomoże ci przejść przez złożony proces jej odkrywania. TY© to nazwa procesu odkrywania własnej autentyczności, który stanowi pierwszy Etap kompleksowego programu odkrywania własnej autentyczności i budowania świadomej marki osobistej Truly You  (TY®).

Następnym członem tytułu są nie mniej tajemnicze słowa: „ Jak się zabić, by zmartwychwstać”. To, być może, prowokacyjne dla niektórych sformułowanie wyraża przewodnią myśli tej książki. Jeśli chcesz odkryć własną autentyczność i żyć w zgodzie z tym, co z ciebie wynika, potrzebujesz umrzeć metaforycznie dla siebie dotychczasowego. Do tej pory żyłeś być może w zaprzeczeniu siebie. Metafora zmartwychwstania jest tutaj doświadczeniem przepoczwarzenia i nowych narodzin w dostępie do własnej autentyczności.

Ta książka może dla wielu osób stać się źródłem Dobrej Nowiny. Stąd kolejny element tytułu: „Ewangelia świadomego samobójcy”. Świadomość jest słowem-kluczem dla procesu, a zarazem metaforycznym światłem, do którego będziesz zmierzać. Samobójstwo należy do społecznych „tabu”. W kościele określone jest mianem grzechu śmiertelnego. Księża nie chcą przeprowadzać rytuału pochówku względem osób, które odebrały sobie życie. Ja uważam, że samobójstwo w rozumieniu myśli przewodniej tej książki jest kwintesencją człowieczeństwa, aktem odwagi, za który czeka nas nagroda tu na ziemi. Nagrodą jest spójne, cenne, świadome życie przepełnione poczuciem sensu i znaczenia. A jeśli komuś życie z pełni osobistego potencjału nie wystarcza, i ważne jest dla niego to, co z nim będzie po śmierci, to mam i dla niego słowa pociechy. Kiedyś ktoś mi tę myśl przekazał, więc z niej korzystam dla ciebie w tym miejscu: „Kto umrze zanim umrze, ten nie umrze gdy umrze”.

W prawym dolnym rogu okładki znajduje się polskie wyjaśnienie anglojęzycznej części tytułu, a zarazem określenie opisanego w niej, pierwszego Etapu programu TY®: „Odkryj własną autentyczność”. Oto właśnie w tej książce, jak i w całym naszym życiu przede wszystkim chodzi.(…)”

Książka ukaże się już we wrześniu 2017. Wkrótce opublikuję kolejny jej fragment.

Truly You soon